Wojciech Kilar – Światowej sławy kompozytor, urodzony we Lwowie. Zmuszony opuścić swe rodzinne miasto, znalazł w latach 1945-46 przystań właśnie w Rzeszowie. Był to zaledwie dwuletni epizod w jego życiu, ale to właśnie tutaj rozpoczęła się jego muzyczna droga i tutaj kształtowała się jego młodzieńcza osobowość. Tutaj, w Rzeszowie miał kontakt z jak sam powiedział, doskonałym muzykiem, pianistą i jednocześnie wspaniałym człowiekiem, profesorem Kazimierzem Mirskim. To on poradził mu, aby zajął się komponowaniem, i to on pierwszy zapoznał go z muzyką Ravela, Debussy’ego i Szymanowskiego. Dlatego Kilar powiedział: „Dziękuję Bogu, że jest Rzeszów, cudowne polskie miasto.”

Trudno znaleźć bardziej oryginalną muzykę, a jednoczenie tak głęboko zakorzenioną w polskiej tradycji, kulturze, religii katolickiej, niż utwory autora „Krzesanego” czy „Orawy”. Trudno też o bardziej pokornego artystę – rzemieślnika chylącego głowę przed majestatem tatrzańskich szczytów i krzyżem ojczystej ziemi. Witalność, wyrazista motywika, efektowne brzmienie zamknięte w przejrzyste konstrukcje formalne, mistrzowskie dozowanie emocji … To wszystko sprawia, że dyrygenci tak chętnie sięgają po tę muzykę, a melomani lubią jej słuchać.

Kompozytor respektuje muzykologiczne analizy swojej twórczości. Czasem, jak sam powiedział, odnajdywał w nich rzeczy, z których sam nie zdawał sobie sprawy. Jaskrawym tego przykładem była praca Joanny Wnuk-Nazarowej dotycząca „Krzesanego”, w której znalazł kilka rzeczy, z którymi musiał się zgodzić, np., że słychać wbijanie ciupag w ziemię, obroty tancerzy. Innym – sporządzony przez teoretyków w Katowicach wykres kulminacji w „Kościelcu”, na którym Kilar zobaczył góry.

Muzyka to dla niego przede wszystkim rzemiosło. Wzbrania się przed przypisywaniem jego muzyce przesłań duchowych. Twierdzi, że to niebezpieczne, żeby kompozytor myślał o przesłaniu. On nie może tracić panowania nad nutami. Kolejna nuta musi wynikać z tej, która ją poprzedza i to jest cała trudność komponowania, żeby te wszystkie nuty miały ze sobą ścisły związek. Mówi, że siłę twórczą czerpie, jak wszyscy od Boga. Jego zdaniem Muzyka powinna budować – spajać w nas dobre cegły, budzić dążenie do dobra.

Kilar wierzy, że jego utwory wytrzymają próbę czasu. Patrzy optymistycznie w przyszłość. Każda muzyka jest odbierana jako świadectwo epoki. Muzyka w której jest życie, z pewnością przeżyje. Nie przywiązuje do muzyki większej wagi niż do życia osobistego, religijnego czy przeżyć górskich. Nie stawia jej na piedestale. Sukcesem jest dla niego szczęście i ład w życiu prywatnym, a także możliwość uprawiania zawodu kompozytora i fakt, że ludzie chcą słuchać jego muzyki. Muzyka to dawanie ludziom szlachetnej przyjemności, taki jest jej cel.

Jego największym marzeniem było jednak napisanie mszy. Marzenie się ziściło – „Missa pro pace” zabrzmiała po raz pierwszy na początku tego roku w Filharmonii Narodowej, jako utwór zamówiony u Kompozytora. Kilar rzadko pisze na zamówienie, jednak nie ukrywa, że rola takiego zamówienia jest ogromna. Chętnie bierze się do pracy, gdy zjawia się ktoś, komu zależy na Jego utworze, kto wierzy, że może go napisać.

Wojciech Kilar skomponował muzykę filmową do większości obrazów Andrzeja Wajdy, Krzysztofa Zanussiego, Kazimierza Kutza. Współpracował także z Francisem Fordem Coppolą, Jane Campion i Romanem Polańskim. Kompozytor wysoko stawia sobie poprzeczkę, mówi, że chce współpracować tylko z najlepszymi reżyserami. Dla Polańskiego napisał muzykę do filmu „Pianista”. Film jest dramatyczny, szalenie ekspresyjny. Przed napisaniem muzyki do tego filmu powiedział, że będzie ona miała bardzo skromną rolę. Będzie to dyskretne podkreślanie, wypełnianie ciszy, bo w takim filmie nie można straszyć muzyką po amerykańsku. Jakość muzyki filmowej mierzy się przylegalnością do filmu.

Na podstawie wywiadów kompozytora udzielonych po koncercie
w Filharmonii Rzeszowskiej (Nowiny z 24 czerwca 1998
oraz w Filharmonii Pomorskiej w Bydgoszczy
(Gazeta Wyborcza z 29 września 2001)